Chociaż obserwowanie klepsydry przesypującej piasek w ciągu sekundy, a nie godziny, wydaje się nam całą wiecznością, w podobny sposób czas nam się dłuży, gdy tęsknie wyczekujemy zmian w życiu...

Myślę, że nie jestem sam w tym, że często zastanawiałem się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym przeskoczył „klasowe ogrodzenie” (wiecie, to które dla wielu ludzi nie różni się wiele od tego) i przedostał się na jej drugą stronę, gdzie trawa wydaje się zawsze „zieleńsza”.

Ostatnio jednak przyszło mi na myśl, że niekoniecznie byłbym szczęśliwszy, posiadając to, czego należałoby się raczej spodziewać po ludziach, których portfele brewiarz przypominają. Dlaczego? Dlatego, że najprawdopodobniej nie byłbym wolny od choroby umysłowej równie powszechnej jak bakterie, które wybiły jedną trzecią ludności średniowiecznej Europy – choroby „nigdy nie potrafię docenić tego, co mam”, której często towarzyszy objaw „chcę więcej, więcej, więcej, bo nigdy nie wystarcza mi to, co już posiadam”, o czym zresztą pięknie śpiewa Simone Simons z zespołu Epica w piosence „Never Enough” oraz „Another Me In Lack’ech„.

“Ziemia zapewnia wystarczająco wiele, by zaspokoić potrzeby każdego człowieka, ale niewystarczająco wiele, by zaspokoić jego żądze.” ~Mahatma Gandhi

Oczywiście, ludzie zarabiający miesięcznie w okolicach tego, ile mierzą sobie himalajskie szczyty nie mają takich problemów, jakie mają ludzie żyjący „minimalistycznie”, ale podczas gdy ci pierwsi prawdopodobnie nigdy nie doświadczą problemów ludzi, którzy przez pole minowe podatków idą z wykrywaczem metalu (np. w postaci prawnika), ci drudzy nadal mogą dołączyć do grona „minimalistów” (co się zresztą sławnym, popularnym osobom wymienionym w tym artykule [i komentarzu do niego] skutecznie udało).

Człowiek żyjący skromnie musi się troszczyć tylko o to, by żyło mu się trochę lepiej, a człowiek zamożny musi pracować zarówno na to, by utrzymać standard życia, do jakiego się przyzwyczaił, jak i na to, by uniknąć życia w sposób, w jaki żyć nie potrafi. Stawia go to w sytuacji rekinów, które właściwie nigdy nie śpią, ponieważ muszą wiecznie pracować, by nie pójść na dno jak ś.p. załoga łodzi podwodnej „Kursk”.

„Pieniądze szczęścia nie dają, ale pozwalają wygodnie być nieszczęśliwym.”

Oczywiście, mam świadomość tego, jak bardzo przyjemnie jest mieć poczucie bezpieczeństwa wynikające z materialnego zabezpieczenia i nie mieć trudności, z którymi się walczy obecnie, ale doszedłem do wniosku, że nie posiadając tego, co posiada przeciętny człowiek, mogę się cieszyć większą niezależnością twórczą – nie muszę poświęcać czasu i sił na utrzymywanie życia towarzyskiego, życia zawodowego, życia rodzinnego (oczywiście, nie akceptuję rozwiązania w rodzaju „załóż rodzinę, a następnie całkowicie obarcz obowiązkami związanymi z jej utrzymywaniem swoją partnerkę”, bowiem byłoby to nieodpowiedzialne, a nieodpowiedzialni ludzie zasługują na to, by im strzały z rozszczepiającymi się grotami w cewkę moczową wepchnąć), więc mam więcej czasu, chęci i sił na robienie tego, co lubię najbardziej – na twórczość artystyczną i intelektualną.

Nie powiedziałbym, że mnie to, co teraz napiszę szczególnie cieszy, ale zauważyłem, że jestem bardziej produktywny, jeśli moja sytuacja materialna lub rodzinna jest równie stabilna jak galaretka podczas trzęsienia ziemi – jeśli mam święty spokój i jestem wolny od problemów materialnych, skłaniam się do tego, by spędzić dzień na oglądaniu internetowych programów rozrywkowych (web shows) i graniu w gry komputerowe, bo nie odczuwam presji – wydaje mi się, że następny dzień będzie równie przyjemny i mogę odłożyć zaplanowaną pracę na jutro. Gdybym był zamożniejszy, taką sytuację miałbym codziennie, bo w końcu po co robić coś przyjemnego, co wymaga pracy, skoro można robić coś przyjemnego, co pracy nie wymaga.

Czas, jaki mam na wykonanie określonego projektu zaczynam doceniać dopiero wtedy, gdy rachunki zaczynają mnie ścigać z bezwzględnością psychopatycznej Shodan z gry System Shock 2. Dlaczego? To trochę tak, jakbyś wiedział, że możesz lada dzień, z powodu toczącej twój organizm choroby, umrzeć i próbował każdy dzień wykorzystać na zrobienie czegoś konstruktywnego. W każdym razie ja czuję silne wyrzuty sumienia, jeśli kładę się spać, nie zrobiwszy danego dnia niczego wartościowego… czegoś, co można byłoby w praktyczny sposób wykorzystać w przyszłości.

Jakub „Antypaladyn Pedigri” Luberda, 7 Listopad 2011, 19:52.